zaległości..
Dziś wygospodarowałam odrobinę czasu i postanowiłam troszkę zaktualizować nasz blog . Internet nie jest dziś zbyt łaskawy, ale mam nadzieję, że nie stracę cierpliwości .
Na początek powiem może jakt to było z tym garazem..
Zacznę od tego, co mnie najbardziej wyprowadziło z równowagi... Kiedy tak mój mąż zawzięcie walczył z żywiołem, ja dzwoniłam po jakiś ratunek.. Zresztą, bezmyślnie rzuciłam w domu(!!!) torebkę, złapałam psy i wybiegłam przed dom. Nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby zabrać jakieś dokumenty...., nic! Niby to tylko garaż.., ale wtedy tego nie widziałam. Dla mnie palił się po prostu dom. Mysli, które w takim momencie przychodzą do głowy są nie do opisania,.. Coś okropnego.. Dopiero po jakiejś chwili dotarło do mnie, że nie jest tak źle, że to tylko garaż... Miałam nadzieję, że dym nie poszedł na mieszkanie i wszystko będzie ok.. Zadzwoniłam pod 112 (podobno tam się nie dzwoni.. - nie rozumiem dlaczego, skoro to telefon alarmowy!!!) . Prosiłam, aby przysłali nam tu straż pożarną i policję.. Przeciez nie wiedziałam co się stało, co było przyczyną. Tym bardziej, że kiedy kilka godzin wcześniej wyjeżdżaliśmy z domu, paliło się u sąsiada (jemu spaliło się piętro, ale tam zapaliło się od komina..) Wtedy myślałam, że może jest jakiś związek. Zapytano mnie co się paliło. Kiedy odpowiedziałam, że instalacja elektryczna w garażu, usłyszałam tylko, że skoro ugasiliśmy ogień, to nie zachodzi potrzeba żadnej interwencji.. i jak chcę, to mogę dzwonić na pogotowie energetyczne.. Bo po co mi tu teraz straż.. , a tym bardziej po co policja?? Zadzwoniłam więc pod 991.. I co?? NIC! Tam usłyszałam, że skoro odłączyliśmy prąd w głównej skrzynce, to po co mieliby się fatygować? Normalnie ręce mi opadły. Na dworze mróz, buzia mi tak zmarzła, że ledwo mówiłam. Postanowiłam nie poddawać się.. Przecież nie miałam pewności czy mogę się już spokojnie położyc spać. Zadzwoniłam tym razem pod 997, ale zgłosiła się ta sama pani, która przyjmowałam zgłoszenia pod 112. Ponownie poprosiłam o interwencję sugerując, że nie czuję się bezpieczna i że chcę, aby ktos do mnie przyjechał! Tym razem również odmówiono mi. Zdesperowana powiedziałam, że chcę w takim razie dokonać oficjalnego zgłoszenia... czy cooś... Ale i tym razem bystra pani szybko odpowiedziała, że przecież te rozmowy są nagrywane. Nie wytrzymałam! Krzycząc już stwierdziłam, że nawet nie zapytała mnie jak się nazywam.... nic, żadnych danych.. Ostatnecznie zostaliśmy sobie sami z tym problemem.. Całe szczęście mamy znajomego elektryka, który w nocy sprawdził wszystko, upewnił się, czy nie zachodzi jeszcze jakieś niebezpieczeństwo.. Podłączył nam jakiś tam prąd, żebyśmy mogli jakoś funkcjonować..
Naprawdę, nie sądziłam, ze tak mogę liczyć na pomoc naszych służb...
Miałam za to trochę dodatkowych formalności przy zgłaszaniu szkody, bo musiał się do mnie pofatygować biegły sądowy pożarnik, bo nie miałam protokołów po wypaku.. No i dwóch likwidatorów szkód..
Teraz jesteśmy na etapie kosztorysowania szkód. Za chwilę - mam nadzieję - zaczniemy naprawiać to co się zniszczyło.
Aaaa, a co się okazało - to nie wada instalacji, prawdopodobnie nawet nie wada fabryczna kabla.. Po prostu rejon energetyczny dał za duże napięcie - nie tyko u nas się paliło. Maaatko, jakie to szczęście, że już mieszkaliśmy tu.. Ufff...
A dziś mieszkanko wygląda tak:
*** mała łazienka na górze (nie jest jeszcze wykończona.., w zasadzie nie jest jeszcze użytkowana - póki co, chowamy tam różne rupiecie, których - jak się okazuje - mamy pełno..
*** duża łazienka - teeeeż nie jest jeszcze wykończona, ale jest użytkowana
*** kuchnia... - mikrofala wciąż jeszcze nie dotarła.., a co za tym idzie i drzwiczki do szafki nad nią..
*** salon... - wciąż jeszcze bez sofy i docelowych mebli.. Wstawione stare - i muszą sobie narazie tak być..
*** troszkę schodów... - w 100% ręczna robota mojego męża. Jeszcze w takiej trochę roboczej wersji, bo wkrótce je zabejcujemy, aby zbliżyć kolorem do podłogi, no i inne wykończenia.. Balustrada oczywiście też będzie - myślę, że już całkiem niedługo . W obecnym stanie kosztowały nas 1/7 kwoty, jaką musielibyśmy zapłacić zamawiając jedne z tych pięknych schodów, na które od początku budowy chorowałam. Nawet jeśli te nie są idealne (a uważam, ze są naprawdę ok), to jestem z nich bardzo zadowolona.
Ściana przy schodach nie jest jeszcze umalowana, bo wcześniej nie było sensu..